piątek, 26 grudnia 2014

Od Nathaniela "Dołączam, śliczna cz. 8" (Cd. Mahō lub Glory)

Siedziałem z błogim spokojem opierając się o zimną, kamienną ścianę lochu. Bardziej przejąłem się tym, że jedna z dwóch misek, obojętnie która, służyła jednak do przechowywania wody, ale aktualnie nie spełniała swojego celu, gdyż była kompletnie pusta, a rano ważniejsza byłaby kojąca, przezroczysta ciecz niż powieszenie na stryczku. Pewnie skończy się na tym, że zaspokoję duszące pragnienie lizaniem wilgotnych od niskiej temperatury krat. Nie niepokoiłem się przybliżającym widmem żałosnej śmierci za podrywanie Księżniczki. Gdybym dostał grosz za każde „dokładne” zwiedzanie więzienia miałbym… Co najmniej dwa grosze. To i tak niezły wynik, bo jestem już zupełnie ogołocony z pieniędzy, dodatkowo wiszę fortunę tej słodkiej barmance. Znudzony przeciągającym się pobytem w celi, który trwał już najdłuższe w moim życiu dwie minuty zacząłem warstwowo tworzyć nieodłączny przedmiot towarzyszący każdemu zbrodniarzowi – harmonijkę ustną. Przynajmniej strażnicy zapamiętają mój jakże piękny akompaniament przy nużącej pracy. Podczas pierwszego pobytu w kiciu nauczyłem się najpopularniejszej, więziennej melodyjki, którą teraz odgrywałem, nucąc na prędko sklejone słowa.

Czuję się jak kundel
Smutno mi i źle,
A Księżniczka nawet
Nie cmoknęła mnie!
Teraz siedzę w pace
Nikt nie słucha mnie,
A przed śmiercią powiem
„Księżniczko, kocham cię!”


Dobrze, że przed śpiewaniem kolejnej zwrotki powstrzymał mnie czyjś męski, ciężki głos krzycząc:
- Ciszej z tym jazgotem! – bo nie wiem jakie bzdury dodałbym po pijaku, byle tylko zrymować wersy. Zza zakratowanego okna zaczęły powoli zerkać pierwsze promyki zwiastujące ostatnią w moim życiu jutrzenkę.
- Dobrze Nati – mruczałem sam do siebie – trzeba się jakoś uwolnić… - wpadłem na zmącony jeszcze alkoholem pomysł o stworzeniu eterycznej wsuwki w celu otworzenia zamka. Wygiąłem mieniącą się wiązkami koloru ozdobę do utrzymywania włosów w ładzie i wetknąłem do jedynej prócz strażników, króla, reszty więźniów, grubych ścian, czarnego basiora, który odprowadzał Mahō, prawdopodobnie królowej… O czym to ja? A tak, o jedynej przeszkodzie stojącej mi na drodze do wolności. No więc kręciłem tak prowizorycznym wytrychem wpatrzony w niego jak w obrazek, z wywalonym na wierzch językiem. Nie zauważyłem nawet, jak po drugiej stronie wadera w ciemnym kapturze zasłaniającym oblicze otworzyła zamek prawdziwym kluczem. Gdy już chciałem wykrzyczeć dumny, że udało mi się, ona zatkała mi usta łapą, wtedy uświadomiłem sobie kto naprawdę mnie uwolnił, i że mogłem po prostu wyczarować klucz. Wyszedłem z celi najciszej jak umiałem, moja wybawczyni zmieniła formę na ludzką. Widząc jej błyszczące włosy w kolorze czekolady, delikatne rysy, lekko zadarty nosek i piękne, głębokie, niebieskozielone oczy wręcz się w nich zatraciłem, dopiero ona sprawiła, że się ocknąłem pstrykając palcami przed moim pyskiem. Wtedy również przybrałem człowieczy wygląd, zamknąłem delikatnie kraty i stworzyłem swojego eterycznego sobowtóra, który leżał w jednej pozycji na wymiętolonej poduszce, która przeżyła mnie co najmniej dwukrotnie. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do jakiegoś korytarza. Dziwiłem się, że rozpoznała drogę, bo dla mnie ten loch bardziej przypominał labirynt Minotaura. Zatrzymaliśmy się przed ślepym zaułkiem i już chciałem zawracać, gdy ona palcem wyrysowała na prostokątnej, szarej cegle jakiś nieznany mi symbol. Ściana powoli rozsunęła się z cichym zgrzytem i sypaniem się tynku. Niechętnie ruszyłem do wnętrza wąskiego, ciemnego korytarza, nawet, gdy Flora zapaliła przebywającą na jego początku pochodnię.
- To królewski bunkier. Idź dalej tą drogą, a wyjdziesz w kanałach na krańcu wzgórza, poza terenami królestwa. Dalej dasz sobie radę. – podała mi jedyne źródło światła z lekkim uśmiechem.
- Mahō… - zacząłem niepewnie. – A możesz pójść ze mną, do końca tego tunelu? – wyszczerzyłem się drapiąc nieśmiało po głowie.
- Czemu? – spytała dociekliwie mrużąc śliczne oczy w moim kierunku.
- Bo widzisz… Mam klaustrofobię. – wyszeptałem zawstydzony. Moja towarzyszka zachichotała cicho, a tajemnicze przejście zamknęło się za nami, co spowodowało ciarki na moich plecach. Tętno mi wzrosło, a oddech znacznie przyśpieszył. Miałem ochotę zmienić się w wilka i zacząć drapać ściany, byleby tylko się wydostać. Florze przestało być do śmiechu, znów chwyciła mnie za dłoń, za co byłem jej wdzięczny.
- Uspokój się… - widząc, że nijak mi to pomagało postanowiła odbiec od tematu wąskiej przestrzeni. – Tak w ogóle, ciekawą piosenkę wymyśliłeś. Nie wiedziałam, że tak wiele słów rymuje się ze słowem „mnie”. – jej uśmieszek się rozszerzył, a ja się tym samym odrobinę rozluźniłem, na myśl o tym więziennym przedstawieniu wokalnym. Rozmowa znów zaczęła się kleić, a my ruszyliśmy przed siebie. Kilkakrotnie Mah musiała mnie jeszcze uspakajać, ale starałem się zachować powagę.
- Twój ojciec mnie przeraża… - powiedziałem w okolicach celu naszej podróży, masując policzek i zdrapując z niego zaschniętą krew.
- Fakt, może jest trochę nadopiekuńczy i złośliwy, ale zrobił to dla mojego dobra… Czekaj. – zatrzymała mnie i musnęła palcami ranę na mojej twarzy, która natychmiastowo zaczęła się goić. Poczułem miłe uczucie, kiedy jej delikatna skóra zetknęła się z moją, które zostało przerwane, gdy niemiła pamiątka po spotkaniu z ojcem Księżniczki całkowicie zniknęła. Podziękowałem serdecznym uśmiechem, jednak ona bardziej przyjrzała się odrobinie mojej krwi na dłoni.
- Dlaczego ona… Błyszczy? – zaciekawiła się znów.
- To raczej nic ciekawego. Ojciec opowiadał mi, że krew mojej matki była w kolorze złota, a ja odziedziczyłem po niej ten pył. To chyba jedyne, co o niej wiem. – mruknąłem lekko zdołowany. Smutek się jednak pogłębił, gdy okazało się, że dzień już dawno nastał, a droga się skończyła.
- Wygląda na to, że musimy się pożegnać. – podała mi rękę, miałem nadzieję, że jej też było odrobinę przykro.
- Ale czekaj… Co z tobą? Twój ojciec na pewno ukarze ciebie za moją ucieczkę twierdząc, że mi pomogłaś… - przypomniałem sobie.
- Dam radę. – odpowiedziała z nieszczerym wyrazem twarzy.
- Jakoś nie wierzę. Wolę już zostać skazany na śmierć, niż żyć ze świadomością, że mógł ci coś zrobić. Może… Ucieknijmy razem? – zaproponowałem.
- To głupi pomysł Nathan... Nic mi nie będzie, przecież nie skrzywdzi własnej córki. – pocieszyła mnie.
- A może mnie zabić za to, że podrywałem Księżniczkę? – roześmiałem się. Mam przynajmniej nadzieję, że mnie nie uśmierci.
- To po co urządziliśmy sobie tą wycieczkę? – spytała, chyba zawstydzona tym, że powiedziałem coś o poderwaniu.
- Po to… - zamruczałem całując ją delikatnie w policzek. – Wracajmy już, zanim się zorientuje, że zniknąłem. – dodałem zaplatając nasze dłonie i pobiegłem w kierunku lochów. Po chwili znalazłem się w mojej celi, bo w tym samym momencie Flora wpadła na Glory’ego, który chyba nie zauważył mojego zniknięcia. Chwyciłem kraty w ręce i pokłoniłem się wcześniej.
- Wasza Wysokość, jestem gotowy odpowiedzialnie przyjąć twój sprawiedliwy wyrok. – pobłażliwie zniosłem jego pogardliwe spojrzenie. Poczułem, że w ludzkiej postaci jeszcze bardziej odpycham go pod względem pyszałkowatości.

<Mahō, Glory? Nie zabijaj mi Natusia. :c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz