Siedziałem z błogim spokojem opierając się o zimną, kamienną ścianę
lochu. Bardziej przejąłem się tym, że jedna z dwóch misek, obojętnie
która, służyła jednak do przechowywania wody, ale aktualnie nie
spełniała swojego celu, gdyż była kompletnie pusta, a rano ważniejsza
byłaby kojąca, przezroczysta ciecz niż powieszenie na stryczku. Pewnie
skończy się na tym, że zaspokoję duszące pragnienie lizaniem wilgotnych
od niskiej temperatury krat. Nie niepokoiłem się przybliżającym widmem
żałosnej śmierci za podrywanie Księżniczki. Gdybym dostał grosz za każde
„dokładne” zwiedzanie więzienia miałbym… Co najmniej dwa grosze. To i
tak niezły wynik, bo jestem już zupełnie ogołocony z pieniędzy,
dodatkowo wiszę fortunę tej słodkiej barmance. Znudzony przeciągającym
się pobytem w celi, który trwał już najdłuższe w moim życiu dwie minuty
zacząłem warstwowo tworzyć nieodłączny przedmiot towarzyszący każdemu
zbrodniarzowi – harmonijkę ustną. Przynajmniej strażnicy zapamiętają mój
jakże piękny akompaniament przy nużącej pracy. Podczas pierwszego
pobytu w kiciu nauczyłem się najpopularniejszej, więziennej melodyjki,
którą teraz odgrywałem, nucąc na prędko sklejone słowa.
Czuję się jak kundel
Smutno mi i źle,
A Księżniczka nawet
Nie cmoknęła mnie!
Teraz siedzę w pace
Nikt nie słucha mnie,
A przed śmiercią powiem
„Księżniczko, kocham cię!”
Dobrze, że przed śpiewaniem kolejnej zwrotki powstrzymał mnie czyjś męski, ciężki głos krzycząc:
- Ciszej z tym jazgotem! – bo nie wiem jakie bzdury dodałbym po pijaku,
byle tylko zrymować wersy. Zza zakratowanego okna zaczęły powoli zerkać
pierwsze promyki zwiastujące ostatnią w moim życiu jutrzenkę.
- Dobrze Nati – mruczałem sam do siebie – trzeba się jakoś uwolnić… -
wpadłem na zmącony jeszcze alkoholem pomysł o stworzeniu eterycznej
wsuwki w celu otworzenia zamka. Wygiąłem mieniącą się wiązkami koloru
ozdobę do utrzymywania włosów w ładzie i wetknąłem do jedynej prócz
strażników, króla, reszty więźniów, grubych ścian, czarnego basiora,
który odprowadzał Mahō, prawdopodobnie królowej… O czym to ja? A tak, o
jedynej przeszkodzie stojącej mi na drodze do wolności. No więc kręciłem
tak prowizorycznym wytrychem wpatrzony w niego jak w obrazek, z
wywalonym na wierzch językiem. Nie zauważyłem nawet, jak po drugiej
stronie wadera w ciemnym kapturze zasłaniającym oblicze otworzyła zamek
prawdziwym kluczem. Gdy już chciałem wykrzyczeć dumny, że udało mi się,
ona zatkała mi usta łapą, wtedy uświadomiłem sobie kto naprawdę mnie
uwolnił, i że mogłem po prostu wyczarować klucz. Wyszedłem z celi
najciszej jak umiałem, moja wybawczyni zmieniła formę na ludzką. Widząc
jej błyszczące włosy w kolorze czekolady, delikatne rysy, lekko zadarty
nosek i piękne, głębokie, niebieskozielone oczy wręcz się w nich
zatraciłem, dopiero ona sprawiła, że się ocknąłem pstrykając palcami
przed moim pyskiem. Wtedy również przybrałem człowieczy wygląd,
zamknąłem delikatnie kraty i stworzyłem swojego eterycznego sobowtóra,
który leżał w jednej pozycji na wymiętolonej poduszce, która przeżyła
mnie co najmniej dwukrotnie. Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i
pociągnęła do jakiegoś korytarza. Dziwiłem się, że rozpoznała drogę, bo
dla mnie ten loch bardziej przypominał labirynt Minotaura. Zatrzymaliśmy
się przed ślepym zaułkiem i już chciałem zawracać, gdy ona palcem
wyrysowała na prostokątnej, szarej cegle jakiś nieznany mi symbol.
Ściana powoli rozsunęła się z cichym zgrzytem i sypaniem się tynku.
Niechętnie ruszyłem do wnętrza wąskiego, ciemnego korytarza, nawet, gdy
Flora zapaliła przebywającą na jego początku pochodnię.
- To królewski bunkier. Idź dalej tą drogą, a wyjdziesz w kanałach na
krańcu wzgórza, poza terenami królestwa. Dalej dasz sobie radę. – podała
mi jedyne źródło światła z lekkim uśmiechem.
- Mahō… - zacząłem niepewnie. – A możesz pójść ze mną, do końca tego tunelu? – wyszczerzyłem się drapiąc nieśmiało po głowie.
- Czemu? – spytała dociekliwie mrużąc śliczne oczy w moim kierunku.
- Bo widzisz… Mam klaustrofobię. – wyszeptałem zawstydzony. Moja
towarzyszka zachichotała cicho, a tajemnicze przejście zamknęło się za
nami, co spowodowało ciarki na moich plecach. Tętno mi wzrosło, a oddech
znacznie przyśpieszył. Miałem ochotę zmienić się w wilka i zacząć
drapać ściany, byleby tylko się wydostać. Florze przestało być do
śmiechu, znów chwyciła mnie za dłoń, za co byłem jej wdzięczny.
- Uspokój się… - widząc, że nijak mi to pomagało postanowiła odbiec od
tematu wąskiej przestrzeni. – Tak w ogóle, ciekawą piosenkę wymyśliłeś.
Nie wiedziałam, że tak wiele słów rymuje się ze słowem „mnie”. – jej
uśmieszek się rozszerzył, a ja się tym samym odrobinę rozluźniłem, na
myśl o tym więziennym przedstawieniu wokalnym. Rozmowa znów zaczęła się
kleić, a my ruszyliśmy przed siebie. Kilkakrotnie Mah musiała mnie
jeszcze uspakajać, ale starałem się zachować powagę.
- Twój ojciec mnie przeraża… - powiedziałem w okolicach celu naszej
podróży, masując policzek i zdrapując z niego zaschniętą krew.
- Fakt, może jest trochę nadopiekuńczy i złośliwy, ale zrobił to dla
mojego dobra… Czekaj. – zatrzymała mnie i musnęła palcami ranę na mojej
twarzy, która natychmiastowo zaczęła się goić. Poczułem miłe uczucie,
kiedy jej delikatna skóra zetknęła się z moją, które zostało przerwane,
gdy niemiła pamiątka po spotkaniu z ojcem Księżniczki całkowicie
zniknęła. Podziękowałem serdecznym uśmiechem, jednak ona bardziej
przyjrzała się odrobinie mojej krwi na dłoni.
- Dlaczego ona… Błyszczy? – zaciekawiła się znów.
- To raczej nic ciekawego. Ojciec opowiadał mi, że krew mojej matki była
w kolorze złota, a ja odziedziczyłem po niej ten pył. To chyba jedyne,
co o niej wiem. – mruknąłem lekko zdołowany. Smutek się jednak pogłębił,
gdy okazało się, że dzień już dawno nastał, a droga się skończyła.
- Wygląda na to, że musimy się pożegnać. – podała mi rękę, miałem nadzieję, że jej też było odrobinę przykro.
- Ale czekaj… Co z tobą? Twój ojciec na pewno ukarze ciebie za moją ucieczkę twierdząc, że mi pomogłaś… - przypomniałem sobie.
- Dam radę. – odpowiedziała z nieszczerym wyrazem twarzy.
- Jakoś nie wierzę. Wolę już zostać skazany na śmierć, niż żyć ze
świadomością, że mógł ci coś zrobić. Może… Ucieknijmy razem? –
zaproponowałem.
- To głupi pomysł Nathan... Nic mi nie będzie, przecież nie skrzywdzi własnej córki. – pocieszyła mnie.
- A może mnie zabić za to, że podrywałem Księżniczkę? – roześmiałem się. Mam przynajmniej nadzieję, że mnie nie uśmierci.
- To po co urządziliśmy sobie tą wycieczkę? – spytała, chyba zawstydzona tym, że powiedziałem coś o poderwaniu.
- Po to… - zamruczałem całując ją delikatnie w policzek. – Wracajmy już,
zanim się zorientuje, że zniknąłem. – dodałem zaplatając nasze dłonie i
pobiegłem w kierunku lochów. Po chwili znalazłem się w mojej celi, bo w
tym samym momencie Flora wpadła na Glory’ego, który chyba nie zauważył
mojego zniknięcia. Chwyciłem kraty w ręce i pokłoniłem się wcześniej.
- Wasza Wysokość, jestem gotowy odpowiedzialnie przyjąć twój
sprawiedliwy wyrok. – pobłażliwie zniosłem jego pogardliwe spojrzenie.
Poczułem, że w ludzkiej postaci jeszcze bardziej odpycham go pod
względem pyszałkowatości.
<Mahō, Glory? Nie zabijaj mi Natusia. :c>
"Wszelkie wilki, czy to zza morza, czy zza gór, wszystkie łączcie się tu. Tutaj cała potęga z nami wzrasta, powstają coraz większe miasta. Nikt nam się nie sprzeciwi, nawet ci najbardziej chciwi."
Strony
- Kronika
- Jak dołączyć?
- Rodzina królewska
- Basiory
- Wadery
- Szczeniaki
- Lisy
- Hierarchia
- Regulamin, waluta i reklama
- Magiczne przedmioty
- Historia i legendy
- Władza (punkty)
- Wiara i święta
- Odeszli/Cmentarz
- Opowiadania +18
- Sojusznicy i wrogowie
- Terytoria
- Postacie niezależne
- Mieszkania
- Bibioteka Złamanego Skrzydła
- Konkursy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz