sobota, 28 marca 2015

Od Alexandra "Nowy dom?" cz. 4 (cd. Kira)

Przez chwilę patrzyłem na waderę, by dopiero po momencie zorientować się, że rzeczywiście straciła przytomność. Podszedłem bliżej i schyliłem łeb nad jej ciałem. Nie ruszała się.
- Kiro? - zapytałem marszcząc brwi. Mogła przecież i równie dobrze udawać.
- Kiro? - powtórzyłem ponownie z marną nadzieją, że zaraz się podniesie. No nic, nie pozostawało mi nic innego, jak tylko wziąć ją na swe barki i zanieść w bramy Białego Królestwa. Mogłem co prawda przecież ją zostawić na pastwę losu, no ale już nie będę takim chamem, jakim jestem na co dzień. Zrobiłem tak jak postanowiłem sobie i już po chwili niosłem ją o własnych siłach. W duchu prosiłem tylko o to, by mi nie spadła i nie wpadła do rowu. Inaczej mogłaby bez problemu się na mnie obrazić za siniaki, które zostały spowodowane uderzeniami o kamienie. Mówiła, że jest jej duszno... Może potrzebuje więcej tlenu bądź zimnej kąpieli? Nie był to wcale aż taki zły pomysł.
Wraz z tą myślą skręciłem w prawo, tym samym schodząc z udeptanej, leśnej ścieżynki. Skierowałem się w stronę Wodospadu Szklistej Łzy, gdyż tam zawsze wiało i był dostęp do wody. Po bokach można było znaleźć pomniejsze stojące zbiorniki tej oto zimnej cieczy, i zanurzyć tam nieprzytomną, mając pewność, że na pewno nie porwie jej nurt. Droga obyła się bez niespodzianek. Jak tylko przybliżyłem się do odległości około dziesięciu metrów od krawędzi wodospadu, wadera ocknęła się.
- Gdzie jesteśmy? Co się stało? - pytała. Milczałem. Podniosła łeb i ujrzała przepaść, jaką był wodospad.
- O rety! Chcesz skoczyć? - przeraziła się. Chyba naprawdę pomyślała, że jestem samobójcą.
- A może chcesz mnie zrzucić? - pobladła.
- Nie bój się. - nakazałem, nie okazując żadnych szczególnych uczuć. - Zasłabłaś i musiałaś się przewietrzyć.
- Oh. - mruknęła wpatrując się w przestrzeń, która teraz nam stanęła przed oczami. Stałem na skraju wodospadu, na wystającej skale, wiszącej zaraz nad przepaścią. U dołu można było zobaczyć wielkie jezioro raz na jakiś czas wyłaniające się spod gęstej, białej mgły. W oddali widoczne były zielone, dzikie krainy zamieszkałe przez pomniejsze watahy. Spokojnie patrzyłem na to wszystko, w ogólne nie wzruszony, jak to mam w zwyczaju. Kira zeszła z mojego grzbietu i również patrzyła nic nie mówiąc. Widok był wprost pochłaniający. Można było się w nim zatracić i patrzyć bez końca, stojąc na skraju przepaści.

<Kira? Przepraszam, że takie bezsensowne i tyle mi to zajęło>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz