środa, 18 marca 2015

Od Lukradis "Czy my się już nie poznaliśmy?" cz.5 (cd. Nathaniel)

 Patrzyłam jak chłopak z rezygnacją opuścił sale, a jak już go nie było z poirytowaniem wywróciłam oczami wracając do biurka po dziennik i resztę.
- Amator mocnych wrażeń - skomentowałam... Złośliwie? Chyba tak. Nie przejmując się tym ruszyłam do wyjścia, zgasiłam światło i ostatni raz rzuciłam wzrokiem po klasopracowni chemicznej, po czym zamknęłam drzwi na klucz. Zbiegłam po schodach, a po kotytarzach kręcyły się już sprzątaczki. Trochę... Napewno jest to irytujące, że podstawówka jest połączona ze szkołą średnią podzielona tylko przybudówką-korytarzem prowadzącym do wspólnej stołówki. Zostawiłam dziennik i klucz do sali 44 w pokoju nauczycielskim, następnie nie zmieniając tempa wesłam do sekretariatu, który opustoszał już dawno. Sekretarki kończyły pracę o piętnastej, więc z pracowników zostałam ja i sprzątaczki. Otworzyłam drzwi do swojego gabinetu i usiadłam w fotelu biurowym. Dokumentów trochę było, więc tylko je przejrzałam. Uzupełnię je w domu. Tak, to dobry pomysł. Przy kubku gorącej kawy, ten pomysł jest jeszcze lepszy. Zebrałam istotne rzeczy i schowałam je do teczki, a teczkę do torby wraz z notebookiem, notatnikiem, swoim osobistem dziennikiem i innymi. Teraz otwórz, wyjdź, zamkinij drzwi gabinetu i otwórz, wyjdź, zamkinij sekretariat. Naturalnie, sekretarki miały swoje klucze do tego pomieszczenia.
- Do widzenia i szybkiego końca pracy - pożegnałam sprzątaki, które dbają aby szkoła została zamknięta na noc.
- Do zobaczenia panno Kenway - odpowiedziały w tym samym momencie. Rzuciłam im jeszcze jakby to nazwać pusty uśmiech i wyszłam wyjściem ewakuacujnym. Spokojnym wzrokiem przemiarzałam miasto miając wiele kolorowych witryn sklepowych. Zatrzymał mnie dopiero zapach świeżo zmielonych ziaren z ulicznej kawiarni. Przydałyby się jakieś przyprawy do kawy. W sumie samej kawy za dużo mi też nie  zostało. Wparowałam do środka, trochę już nie myślac co czynie, następnie stanęłąm przy ladzie i rozejrzałam się po pułkach.
- Poproszę skórkę pomarańczy, chilli, cynamon i świeżo miloną kawę ekportowaną z Brazylii - tradycyjne zakupy, jak do tego typu rzeczy.
- Polecamy kozią śmiatankę w promocji. Wyjątkowo za pół ceny - zaproponował sprzedawca. Westchnęłam cicho. Ugh, niech zarobi sobie człowiek. Obym nie pożałowała.
- To poproszę w takim razie dorzucić - mruknełam pod nosem, ale usłyszał. Jak sęp. Dosłownie.
- To będzie osiemdziesiąt trzy złote i dwadześcia trzy groszę. Płaci pani kartą czy gotówką? - zapytał.
- Kartą. Zbliżeniowo - uprzedziłam jego kolejne pytanie. Mężczyzna wpisał kod, a ja przyłożyłam kartę czarnym paskiem do dołu.
- Dziękuję i do zobaczenia! - podarował mi paragon z szarmanckim uśmiechem. Kolejny się znalazł lowelas. Phi.
- Również dziękuje, do widzenia - odrzekłam chłodno chowając papierek w portfelu. Wziełam siatkę z zakupami i rzuszyłam do wyjścia. Nadzwyczajne krzepko tu tutaj, bo jak mijałam się z progiem to krzesło miało styczność z podłogą wydając charaktersystyczny dźwiek odbijającego się metalu od kamienia. Nie chciało mi się sprawdzać, kto był sprawcą rumoru, gdyż nie znaczyła nic dla mnie ta informacja. Fala zanieczyszczonego, śmierdzącego powietrza zbiła się ze mną, aż kuła kiedy przed chwilą wyszło się z tak przyjemnego miejsaca jakim jest kawiarna. Błe... Kałuża oleju z silnika zalewała symetrycznie szaro-brązowy chodnik. Ohyda. Powinni też zainwestować  w maszyny czyszczące chodzniki, a nie tylko ulice. Jednym susem ominełam plamę, a dwoma susami ktoś zrównał się ze mną.
- Zamierzasz stać się moim cieniem? - spytał niebiesko włosy.
- Nie, nie mam tego akurat w swoich zamiarach - mruknęłam - Nie masz domu, tylko pałętasz się po mieście?
I zapadła ta wiadoma cisza.
- W takim razie ee śpisz u kogoś? - zadałam kolejne pytanie. Na odpowiedź znowu otrzymałam głuchą ciszę. Wygadany jest w tym temacie, nie ma co. Jednak moje zimne serce owiła swojego rodzaju współczucie. Zaryzykuje ten ostatni raz w życiu. Nigdy więcej Luk, nigdy więcej. Obiecuje to sobie.
- Ma padać. Chodź do mnie - mruknełam i nie patrząc na jego reakcje poszłam dalej.
- Naprawdę? - spytał z lekką euforią w głosie.
- Przecież powiedziałam wraźnie - prychnełam.
Coś tam bełgotał, ale nie przywiązywałam do tego uwagi.
***
Otworzyłam drzwi najpierw kluczem do dolnego zamka potem do górnego. Bezpieczeństwa nigdy nie za wiele. Płyta drewna odskoczyła z pomrukiem rozwierających się uszczelek.
- Zapraszam.
- Panie przodem.
Wzruszyłam ramionami, chociaż tu ma maniery. Zdjełam płasz oraz buty i powiesiłam nakrycie na wieszaku.
- Chcesz kawy albo czegoś do jedzenia? - spytałam, lecz nic nie zrozumiałam co mówił w odpowiedzi - Dobra, dobra. Idź do salonu. Rozgość się, zaraz wrócę tylko się przebiorę. Nie ruszaj się z tamtego pokoju i nie ruszaj figurek.
Wskazałam dłonią pomieszenie do którego miał wejść i nie upewniając się czy to zrobił ruszyłam do siebie przymykając drzwi. Rozwiązałam krawat zrzycając z siebie marynarkę. Rozpiełam białą koszulę z długimi rękawami i nałożyłam luźny sweter. Zsunęłam z bioder czrane eleganckie spodnie zwężane w kostkach i na ich miejsce włożyłam również czarne jeansy. Marynarkę założyłam na wieszak i powiesiłam na drzwiach szafy, a spodnie złożyłam w kostkę. Torbę z rzeczami zostawiłam na łóżku. Wzięłam koszulę i wychodząc z sypialni do łazienki pozostawiłam ją tam w koszu z innymi ubraniami czekającymi na pranie. Zerknełam do salonu, a Nathaniel w tym samym momencie usiał na kanapie.
- Mam nadzieję, że nic nie zbroiłeś. Idę do kuchni - oznajmiłam i od razu zniknęłam za futryną. Po paru krokach zatopiłam się w szarości kuchni, w drodze zabierając siatkę z zakupami, którą pozostawiłam wcześniej na półce w przedpokoju. Wyjęłam z niej kawę, śmietanę i przyprawy. Wsypałam trochę proszku do rączki ekspresu i ponownie zapięłam ją do maszyny. Wodą powoli zaczynała wrzeć, podstawiłam wysoką szklankę do latte, ale wpierw z spienioną śmietaną i powoli zalewam nie dużą ilością czarnej kawy i potem znowu robię kolejną warstwę bitej śmietany i posypuje proszkiem z skórki pomarańczy i cynamonu. Powtarzam czynność z drugą szkanlą i tym razem posypuje drobną ilością chili i cynamonu i oba na koniec posypuje jeszcze wiórkami z czekolady. Wyjmuję jakieś ciastka, które mam na takie niespodziewane okazje i wykładam je na talerzyk. Wszytko układam na srebrnej tacy dla swojej wygody i tak ruszam do salonu. Pozostawiam to na stolę i wracam się po skórzaną torbę, którą pozostawiłam w sypialni na łóżku. Wraz z tym siadam przy wysokim stole, przy którym już siedzi Nathan. Kursowałam jak samolot. Matko, naprawdę? Aż do tego porównałam? Ech, nie ważne.
- Proszę, częstuj się - podsunęłam mu talerzyk, a sama wyjęłam notebooka, dokumenty i pióro do pisania i o dziwo wszytko się zmieściło na 1/3 mebla. Znowu szybko przejrzałam papiery. Zacznę od czegoś lekkiego. Dwie kartoteki, dyplomy i podania dwóch nowych uczniów, po drugie zatwierdzenie i wydanie miesięcznej pensji pracowników i na laptopie mozolne robienie przelewów. Na czarny koniec wypełnienie PIT-u. Robiłam wszytko w ciszy popijając małymi łykami kawę pod czujnym okiem młodego mężczyzny. O dziwo nie starał się przerwać tej ciszy co było mi na rękę. W ciągu zdążyłam stracić poczucie czasu. Siedziałam tak trzy godziny może dwie?
- Luk? Skończyłaś już? Ślęczysz przy tym prawię całe pięć godzin. Dochodzi dwudziesta trzecia - mruknął w końcu, wyrywając mnie z transu. Nerwowo spojrzałam na zegarek. Faktycznie, za kwadrans dwudziesta trzecia. W porę się wyrobiłam to dobrze czy źle? Zamknęłam klapę i spojrzałam na niego. Co teraz mamy czynić? Oczy mnie bolały, ale siłę jeszcze miałam.
- Chcesz się pouczyć tej chemii?
Chłopak nie odpowiedział, najwidoczniej zniszczyłam mu humor w szkolę. Ale to nie mój problem... Raczej. O, Luk znowu jesteś zimną suką. Wyjęłam jeszcze z torby podręcznik, położyłam go na stole pozostawiając na nim dłonie. Wyczekującym wzrokiem mierzyłam go.
- Czy może masz inne propozycje?
- Robisz wszystko dla mnie z taką łaską, aż mnie to boli, przeraża i dziwi na raz. Jak można być tak bezuczuciowym? Powiedź proszę jakie to uczucie.
Zbiło mnie z tropu. Musiał być z siebie zadowolony. Wyglądałam jak ryba łapiąca powietrze, kiedy stary rybak wyjmuję ją z sieci i ogląda przy okazji oceniając ile dostanie za tak duży okaz. Zwyczajnie zabrakło mi słów, aby odegrać się jakąś ripostą, albo czymkolwiek. Po prostu zmienię temat. Tak będzie najlepiej.
- Czy my się już wcześniej nie poznaliśmy? - miałam to pytanie zadać wcześniej, ale jakoś nie było okazji. Kojarzyłam go, ale nie wiem skąd. Kolejny wzdych.

<tylko mi jej nie wyniszcz psychicznie .-.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz