Patrzyłam jak chłopak z rezygnacją opuścił sale, a jak już go nie
było z poirytowaniem wywróciłam oczami wracając do biurka po dziennik i
resztę.
- Amator mocnych wrażeń - skomentowałam... Złośliwie? Chyba
tak. Nie przejmując się tym ruszyłam do wyjścia, zgasiłam światło i
ostatni raz rzuciłam wzrokiem po klasopracowni chemicznej, po czym
zamknęłam drzwi na klucz. Zbiegłam po schodach, a po kotytarzach
kręcyły się już sprzątaczki. Trochę... Napewno jest to irytujące, że
podstawówka jest połączona ze szkołą średnią podzielona tylko
przybudówką-korytarzem prowadzącym do wspólnej stołówki. Zostawiłam
dziennik i klucz do sali 44 w pokoju nauczycielskim, następnie nie
zmieniając tempa wesłam do sekretariatu, który opustoszał już dawno.
Sekretarki kończyły pracę o piętnastej, więc z pracowników zostałam ja i
sprzątaczki. Otworzyłam drzwi do swojego gabinetu i usiadłam w fotelu
biurowym. Dokumentów trochę było, więc
tylko je przejrzałam. Uzupełnię je w domu. Tak, to dobry pomysł. Przy
kubku gorącej kawy, ten pomysł jest jeszcze lepszy. Zebrałam istotne
rzeczy i schowałam je do teczki, a teczkę do torby wraz z notebookiem,
notatnikiem, swoim osobistem dziennikiem i innymi. Teraz otwórz, wyjdź,
zamkinij drzwi gabinetu i otwórz, wyjdź, zamkinij sekretariat.
Naturalnie, sekretarki miały swoje klucze do tego pomieszczenia.
- Do widzenia i szybkiego końca pracy - pożegnałam sprzątaki,
które dbają aby szkoła została zamknięta na noc.
- Do zobaczenia
panno Kenway - odpowiedziały w tym samym momencie. Rzuciłam im jeszcze
jakby to nazwać pusty uśmiech i wyszłam wyjściem ewakuacujnym. Spokojnym
wzrokiem przemiarzałam miasto miając wiele kolorowych witryn
sklepowych. Zatrzymał mnie dopiero zapach świeżo zmielonych ziaren z
ulicznej kawiarni. Przydałyby się jakieś przyprawy do kawy. W sumie
samej kawy za dużo mi też nie zostało. Wparowałam do środka, trochę już
nie myślac co czynie, następnie stanęłąm przy ladzie i rozejrzałam się
po pułkach.
- Poproszę skórkę pomarańczy, chilli, cynamon i świeżo
miloną kawę ekportowaną z Brazylii - tradycyjne zakupy, jak do tego typu
rzeczy.
- Polecamy kozią śmiatankę w promocji. Wyjątkowo za pół ceny
- zaproponował sprzedawca. Westchnęłam cicho. Ugh, niech zarobi sobie
człowiek. Obym nie pożałowała.
- To poproszę w takim razie dorzucić - mruknełam pod nosem, ale usłyszał. Jak sęp.
Dosłownie.
- To będzie osiemdziesiąt trzy złote i dwadześcia trzy groszę. Płaci pani kartą czy gotówką? - zapytał.
- Kartą. Zbliżeniowo - uprzedziłam jego kolejne pytanie. Mężczyzna wpisał kod, a ja przyłożyłam kartę czarnym paskiem do dołu.
- Dziękuję i do zobaczenia! - podarował mi paragon z szarmanckim uśmiechem. Kolejny się znalazł lowelas. Phi.
-
Również dziękuje, do widzenia - odrzekłam chłodno chowając papierek w
portfelu. Wziełam siatkę z zakupami i
rzuszyłam do wyjścia. Nadzwyczajne krzepko tu tutaj, bo jak mijałam się z
progiem to krzesło miało styczność z podłogą wydając charaktersystyczny
dźwiek odbijającego się metalu od kamienia. Nie chciało mi się
sprawdzać, kto był sprawcą rumoru, gdyż nie znaczyła nic dla mnie ta
informacja. Fala zanieczyszczonego, śmierdzącego powietrza zbiła się ze
mną, aż kuła kiedy przed chwilą wyszło się z tak przyjemnego miejsaca
jakim jest kawiarna. Błe... Kałuża oleju z silnika zalewała
symetrycznie szaro-brązowy chodnik. Ohyda. Powinni też zainwestować w
maszyny czyszczące chodzniki, a nie tylko ulice. Jednym susem ominełam
plamę, a dwoma susami ktoś zrównał się ze mną.
- Zamierzasz stać się moim cieniem? - spytał niebiesko włosy.
- Nie, nie mam tego akurat w swoich zamiarach - mruknęłam - Nie masz domu, tylko pałętasz się po mieście?
I zapadła ta wiadoma cisza.
-
W takim razie ee śpisz u kogoś? - zadałam kolejne pytanie. Na odpowiedź
znowu
otrzymałam głuchą ciszę. Wygadany jest w tym temacie, nie ma co. Jednak
moje zimne serce owiła swojego rodzaju współczucie. Zaryzykuje ten
ostatni raz w życiu. Nigdy więcej Luk, nigdy więcej. Obiecuje to sobie.
- Ma padać. Chodź do mnie - mruknełam i nie patrząc na jego reakcje poszłam dalej.
- Naprawdę? - spytał z lekką euforią w głosie.
- Przecież powiedziałam wraźnie - prychnełam.
Coś tam bełgotał, ale nie przywiązywałam do tego uwagi.
***
Otworzyłam
drzwi najpierw kluczem do dolnego zamka potem do górnego. Bezpieczeństwa
nigdy nie za wiele. Płyta drewna odskoczyła z pomrukiem rozwierających
się uszczelek.
- Zapraszam.
- Panie przodem.
Wzruszyłam ramionami, chociaż tu ma maniery. Zdjełam płasz oraz buty i powiesiłam nakrycie na wieszaku.
-
Chcesz kawy albo czegoś do jedzenia? - spytałam, lecz nic nie
zrozumiałam co mówił w odpowiedzi - Dobra, dobra. Idź do salonu. Rozgość
się, zaraz wrócę tylko się
przebiorę. Nie ruszaj się z tamtego pokoju i nie ruszaj figurek.
Wskazałam
dłonią pomieszenie do którego miał wejść i nie upewniając się czy to
zrobił ruszyłam do siebie przymykając drzwi. Rozwiązałam krawat
zrzycając z siebie marynarkę. Rozpiełam białą koszulę z długimi rękawami
i nałożyłam luźny sweter. Zsunęłam z bioder czrane eleganckie spodnie
zwężane w kostkach i na ich miejsce włożyłam również czarne jeansy.
Marynarkę założyłam na wieszak i powiesiłam na drzwiach
szafy, a spodnie złożyłam w kostkę. Torbę z rzeczami zostawiłam na
łóżku. Wzięłam koszulę i wychodząc z sypialni do łazienki pozostawiłam ją
tam w koszu z innymi ubraniami czekającymi na pranie. Zerknełam do
salonu, a Nathaniel w tym samym momencie usiał na kanapie.
- Mam
nadzieję, że nic nie zbroiłeś. Idę do kuchni - oznajmiłam i od razu
zniknęłam za futryną. Po paru krokach zatopiłam się w szarości kuchni, w
drodze zabierając siatkę z zakupami, którą pozostawiłam wcześniej
na półce w przedpokoju. Wyjęłam z niej kawę, śmietanę i przyprawy.
Wsypałam trochę proszku do rączki ekspresu i ponownie zapięłam ją do
maszyny. Wodą powoli zaczynała wrzeć, podstawiłam wysoką szklankę do
latte, ale wpierw z spienioną śmietaną i powoli zalewam nie dużą ilością
czarnej kawy i potem znowu robię kolejną warstwę bitej śmietany i
posypuje proszkiem z skórki pomarańczy i cynamonu. Powtarzam czynność z
drugą szkanlą i tym razem posypuje drobną ilością chili i cynamonu i
oba na koniec posypuje jeszcze wiórkami z czekolady. Wyjmuję jakieś
ciastka, które mam na takie niespodziewane okazje i wykładam je na
talerzyk. Wszytko układam na srebrnej tacy dla swojej wygody i tak ruszam
do salonu. Pozostawiam to na stolę i wracam się po skórzaną torbę,
którą pozostawiłam w sypialni na łóżku. Wraz z tym siadam przy wysokim
stole, przy którym już siedzi Nathan. Kursowałam jak samolot. Matko,
naprawdę? Aż do tego porównałam?
Ech, nie ważne.
- Proszę, częstuj się - podsunęłam mu talerzyk, a sama
wyjęłam notebooka, dokumenty i pióro do pisania i o dziwo wszytko się
zmieściło na 1/3 mebla. Znowu szybko przejrzałam papiery. Zacznę od
czegoś lekkiego. Dwie kartoteki, dyplomy i podania dwóch nowych uczniów,
po drugie zatwierdzenie i wydanie miesięcznej pensji pracowników i na
laptopie mozolne robienie przelewów. Na czarny koniec wypełnienie PIT-u.
Robiłam wszytko w ciszy popijając
małymi łykami kawę pod czujnym okiem młodego mężczyzny. O dziwo nie
starał się przerwać tej ciszy co było mi na rękę. W ciągu zdążyłam
stracić poczucie czasu. Siedziałam tak trzy godziny może dwie?
- Luk?
Skończyłaś już? Ślęczysz przy tym prawię całe pięć godzin. Dochodzi
dwudziesta trzecia - mruknął w końcu, wyrywając mnie z transu. Nerwowo
spojrzałam na zegarek. Faktycznie, za kwadrans dwudziesta trzecia. W
porę się wyrobiłam to dobrze czy źle? Zamknęłam klapę i spojrzałam na
niego. Co
teraz mamy czynić? Oczy mnie bolały, ale siłę jeszcze miałam.
- Chcesz się pouczyć tej chemii?
Chłopak
nie odpowiedział, najwidoczniej zniszczyłam mu humor w szkolę. Ale to
nie mój problem... Raczej. O, Luk znowu jesteś zimną suką. Wyjęłam
jeszcze z torby podręcznik, położyłam go na stole pozostawiając na nim
dłonie. Wyczekującym wzrokiem mierzyłam go.
- Czy może masz inne propozycje?
- Robisz wszystko dla mnie z taką łaską, aż mnie to boli, przeraża i dziwi na raz.
Jak można być tak bezuczuciowym? Powiedź proszę jakie to uczucie.
Zbiło
mnie z tropu. Musiał być z siebie zadowolony. Wyglądałam jak ryba
łapiąca powietrze, kiedy stary rybak wyjmuję ją z sieci i ogląda przy
okazji oceniając ile dostanie za tak duży okaz. Zwyczajnie zabrakło mi
słów, aby odegrać się jakąś ripostą, albo czymkolwiek. Po prostu zmienię
temat. Tak będzie najlepiej.
- Czy my się już wcześniej nie poznaliśmy? - miałam to pytanie zadać
wcześniej, ale jakoś nie było okazji. Kojarzyłam go, ale nie wiem skąd.
Kolejny wzdych.
<tylko mi jej nie wyniszcz psychicznie .-.>
"Wszelkie wilki, czy to zza morza, czy zza gór, wszystkie łączcie się tu. Tutaj cała potęga z nami wzrasta, powstają coraz większe miasta. Nikt nam się nie sprzeciwi, nawet ci najbardziej chciwi."
Strony
- Kronika
- Jak dołączyć?
- Rodzina królewska
- Basiory
- Wadery
- Szczeniaki
- Lisy
- Hierarchia
- Regulamin, waluta i reklama
- Magiczne przedmioty
- Historia i legendy
- Władza (punkty)
- Wiara i święta
- Odeszli/Cmentarz
- Opowiadania +18
- Sojusznicy i wrogowie
- Terytoria
- Postacie niezależne
- Mieszkania
- Bibioteka Złamanego Skrzydła
- Konkursy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz