Powoli zmierzałem do okna, lekko
stukając obcasami butów o biały marmurową podłogę, którą wyłożony był cały
pałac. Położyłem dłoń na chłodnym parapecie i jednym zdecydowanym ruchem lekko
wychyliłem się za okno. Zamknąłem oczy zatracając się w uczuciu, którym darzyło
mnie poranne słońce. Lekkie podmuchy wiatru delikatnie poruszała moimi czarnymi
jak węgiel włosami. Wsłuchałem się w tą cichutką melodyjkę, którą on grał, zapraszając nas na zimowy bal, oraz ciszę, która nastąpiła potem. Uchyliłem oczy i
popatrzyłem przed siebie. Stałem wewnątrz jednej z lśniących wież Białego
Pałacu odbijającej promienie słonecznie, dając efekt baśniowego zamku, o jakim
nawet nie śniła żadna z małych dziewczynek. Wieża ta wnosiła się nad milczącym
o poranku miastem. Domy zlewały się w jedno, tworząc różnobarwną plamę, o odcieniach
trzymających się brązu, żółci i czerni, pokryte białą, mroźną kołdrą.
Już za kilka minut miały się zacząć targi i ciszy miało już nie być…
Odsunąłem się od okna robiąc pół kroku za siebie i zamknąłem z cichym
stuknięciem okiennice. Gdy już miałem się odwrócić na pięcie i iść, nagle
usłyszałem najpiękniejszą ze wszystkich melodii, a mianowicie głos mojej
małżonki…
- Już wstałeś Kochanie?
Odwróciłem głowę w jej stronę. Była również w swojej ludzkiej wersji,
wyglądało na to, że dopiero wstała. Wciąż ubrana była w swoją różową, jedwabną
koszulę nocną, wyszywaną jaśniejszą nicią w różne fantazyjne wzory. Materiał
ten pochodził od najznakomitszych krawców w tej okolicy, sprowadzany z daleka.
Kosztował on niemało, ale warto było. Jade potarła swoje zaspane niebieskie
oczęta i przyjrzała mi się uważniej.
- Coraz wcześniej wstajesz… Nie jesteś zmęczony?
- Nie, jest dobrze. – uśmiechnąłem się – Raczej powinnaś iść jeszcze
się zdrzemnąć. Jest dość wcześnie.
- Nie jestem zmęczona. – stwierdziła mrugając oczami próbując się z
siebie pozbyć ostatnich fal senności, w których wciąż była pogrążona. Podrapała
się po głowie ziewając szeroko. Jej blond włosy były rozrzucone we wszystkie
strony, wyraźnie rozczochrane przez noc. Zapewne będzie znowu przeklinać z
szczotką w ręce, że jest do niczego…
- Jesteś strasznie uparta. Przecież widzę, że przydałoby ci się jeszcze
trochę snu. – rzekłem ze śmiechem. Jade zrobiła z ust „kaczora”, by podkreślić
swoje niezadowolenie.
- Idę się ubrać… - mruknęła odwracając się do mnie na pięcie, bym mógł
podziwiać jej zgrabne plecy.
- Nie musisz. Teraz też wyglądasz ślicznie. – powiedziałem, ale po
chwili pożałowałem swoich słów.
- Zboczeniec…
I odeszła trzaskając za sobą ciężkimi, drewnianymi drzwiami.
- Kobiety… - westchnąłem cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Nagle do sali wbiegł zdyszany doręczyciel z kartką papieru zwiniętą w
rulon. Nie zapomniał jednak zatrzymać się naprzeciwko mnie i złożyć mi niski
pokłon.
- Dz-dzień do-dobry… - wysapał. Krople gorącego potu pokrywały całą
jego lśniącą twarz, czerwoną od dużego wysiłku.
- Odsapnij, a potem zabierz się do mówienia. – syknąłem marszcząc nos
zniesmaczniony. Zero kultury wobec króla… Wykonał posłusznie moje polecenie,
a po kilku sekundach zapytałem mierząc go spojrzeniem:
- Kto pisze?
- Pański brat.
- Dawaj to… - warknąłem wyrywając mu z dłoni rulon i zacząłem
gorączkowo czytać. – Skąd to masz?
- Kartka leżała nieopodal lasu zamieszkałego przez jakąś watahę, więc
zobaczyłem tylko, kto pisze i stwierdziłem, że król chciałby to zobaczyć...
- Możesz już iść.
Doręczyciel prędko wyszedł z sali nie wiedząc, czego się ma się spodziewać.
Przeczytałem treść listu, a tak właściwie to wyrwanej kartki z pamiętnika po
raz kolejny.
08.10.2014r., Ogród Cieni
Oto i jest kolejny dzień spędzony no… Tu. Moja każda próba ucieczki
kończyła się niepowodzeniem, więc stwierdziłem, że najlepszym pomysłem byłoby
spróbować jeszcze raz, ostatni. Do pięćdziesięciu razy sztuka… No cóż, mam
nadzieję, że tym razem się uda. Znaczy się nie zrobię tego dziś (no właśnie,
ale skąd mam wiedzieć, kiedy będzie jutro?), ale dopiero na następny dzień.
Przez cały czas mam wrażenie, że jestem traktowany za zwykłego robaka, który
nie powinien nigdy znaleźć się na normalnym świecie. Najwyższa pora to zmienić
i pokazać się reszcie wilków. Marzę o…
Dalszej części wpisu już nie było. Reszty mogłem się z łatwością domyślić. Niech to, wygląda na to, że ten skurwisyn
planuje przejąć władzę nad Białym Królestwem… Ja już na to nie pozwolę, oj nie!
Im prędzej zginie, tym lepiej. Przebrała się miarka.
*****************
Usiadłem zmęczony na chłodnym kamiennym moście znajdującym się w popularnym Parku
Eskpisoliowetio. Podziwiałem w milczeniu lśniącą barwami tęczy wodę, chlupoczącą przy
każdym napotkanym na drodze kamieniu. Strażników w najbliższych rejonach było
w tej chwili więcej, więc mogłem być spokojniejszy. Reszta królestwa nie miała
zielonego pojęcia, że grozi mi poważne niebezpieczeństwo ze strony własnego brata. Już
zaledwie kilka minut później przybiegł do mnie ten sam doręczyciel, co
wcześniej i rzekł z przerażeniem w oczach:
- Pański brat uciekł.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz