piątek, 19 grudnia 2014

Od Nathaniela "Dołączam, śliczna cz. 5" (cd. Mahõ)

Byłem trochę zaskoczony jej „zamówieniem”, ale właściwie w tym samym momencie poczułem, że mam do czynienia z podobnym do mojego charakterem, na co zareagowałem uśmiechem również prosząc o alkohol.
- Podróżnik to za dużo powiedziane. Po prostu gdzie się znajdę, tam mnie nie chcą i na tym polega moja tułaczka. Chociaż nie mam z tym problemu, a dzięki temu mam spontaniczne życie bez żadnych zobowiązań. A ty, Księżniczko? Chyba nudzi ci się w wieży, skoro siedzisz w takiej spelunie. - zagadałem podskórnie czekając za naszymi piwami. Mam tylko nadzieję, że ceny tutaj nie są wygórowane, bo prócz kilku groszy w kieszeniach jestem całkowicie spłukany.
- Nie mów do mnie Księżniczko… Jakoś nie ciągnie mnie do zamku. - mruknęła pochmurna.
- Jeśli chcesz, wskoczę na swojego rumaka i z chęcią zabiorę cię w stronę zachodzącego Słońca. - rozweseliłem ją pokazując z uśmiechem język.
Podeszła do nas urocza kelnerka z tacą i kładąc dwa kufle na stoliku zażyczyła sobie 12 BM. Oczywiście nie miałem w posiadaniu takiej waluty, więc grzebiąc w prawie pustym portfelu liczyłem starannie każdy grosz. Na szczęście barmanka była na tyle wyrozumiała, że widząc mnie w towarzystwie Mahõ wzięła ode mnie drobne.
- Tyle starczy. - rzuciła mrugając porozumiewawczo i poszła w kierunku następnych czekających za trunkiem. Odetchnąłem cicho z ulgą i zacząłem jeździć palcem po krańcu szklanki wydając przy tym charakterystyczny, melodyjny odgłos. Tak bardzo pochłonąłem się tym zajęciem, że nawet nie zauważyłem jak moja towarzyszka opróżniła już swój kufel, czkając przy ostatnim łyku. Oderwałem się od naczynia i razem się zaśmialiśmy, ale w takim tempie dziewczyna roztrwoni moje oszczędności po drugiej kolejce, którą oczywiście z uprzejmości od razu zaproponowałem. Z chęcią przystała na tą propozycję.
- Ale najpierw sam wypij. Chcę mieć pewność, że nie masz zamiaru mnie upić. - zachichotała. I kolejny raz powtórzyła się sytuacja, w której musiałem stawić czoło z kończącymi się zasobami pieniędzy. Ze zdenerwowania przed upokorzeniem na moim czole pojawiły się drobne kropelki potu, jednak kelnerka wyczuła co się dzieje.
- Do końca wieczoru na koszt firmy. - uśmiechnęła się, a ja niemo poruszyłem ustami na kształt słowa „ dziękuję ”. Znów razem wypiliśmy ciecz w kolorze złota zwieńczoną białą pianą. Gdy tylko dostała mi się ona do gardła skrzywiłem się, czego Mah Shianuraoztanades’owi dzięki nie zauważyła. Zapomniałem już jaki smak ma piwo, pewnie dlatego, że gdy je spożywałem, to w takich ilościach, że następnego dnia nie wiedziałem nic poza tym, że jeśli zaraz nie wypiję dwóch butelek wody to głowa mi eksploduje. Przy kolejnej już turze to ja podszedłem do lady, żeby spokojnie podziękować waderze, która uratowała mnie od niezręcznej sytuacji.
- Nie dziękuj, zapłacisz jutro. A jak nie, to ona się dowie. - skwitowała z wrednym uśmieszkiem i podała następną porcję tego ziemskiego nektaru. Do miejsca pracy barmanki podchodziłem jeszcze kilka razy, chwiejąc się coraz bardziej przy późniejszych podejściach. W końcu, gdy już mocno się u niej zadłużyłem, a moja rozmowa z Florą schodziła na coraz dziwniejsze tematy stwierdziłem, że pora się zmywać. Samica zerknęła na godzinę, a kiedy ze spóźnionym refleksem zorientowała się, że już od dwóch godzin powinna znajdować się w pałacu wybiegliśmy z Knajpy.
- Ojciec mnie zabije… ojciec mnie zabije… - powtarzała miarowo z bijącym sercem.
- Spokooooojnie, wszyyyystko się ułooży. - mruczałem wyszczerzony, stąpając w nienormalny i prawie niemożliwy anatomicznie sposób łapami. Ona posłała mi tylko rozzłoszczone spojrzenie, wiedziałem co za chwilę nastąpi.
- To wszystko twoja wina! - zaznajomiony już z tymi słowami prawie równocześnie z nią powiedziałem w głowie to zdanie. Spróbowałem udawać, że spoważniałem.
- Księżniczko, uspokój się. Zwal to na mnie, co mi może zrobić, skoro nawet nie jestem w tym królestwie? – wyrównałem nasze kroki i zbliżyłem się trochę do niej. Dopiero wtedy zauważyłem, że mimo mnóstwa rozgrzewającego napoju w naszych żołądkach ona trzęsła się, może ze strachu, a może z panującego chłodu. Na krótką chwilę zmieniłem się w człowieka i nonszalancko okryłem ją kurtką, niczym wyjęty z Hollywoodzkiego filmu. Zwykle w następnych scenach takiego filmu spita parka całuje się i ląduje razem w łóżku, ale w naszej sytuacji nie było to za bardzo możliwe (a szkoda…), bo doszliśmy już do zamku, a w naszym kierunku zmierzały dwa dorosłe wilki z chęcią mordu w przekrwionych ze złości ślepiach. W innych okolicznościach cmoknąłbym ją w policzek i zniknął, ale była tak blada z przerażenia, że taka myśl nawet nie przeszła mi przez głowę. Niczym rycerz gotowy na śmierć w blasku chwały stanąłem przed nią i nabierając powietrze w płuca wypiąłem klatkę piersiową, przygotowując się mentalnie na zasłużony ochrzan.

< Mahõ? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz