sobota, 3 stycznia 2015

Od Nathaniela "Nie pamiętam" cz.2 (cd. Karibu lub Mahõ)

Otworzyłem niechętnie zaspane oczęta po nagłym ataku budzika na uszy. Pięścią uderzyłem hałaśliwe urządzenie i po kilku powtórkach słów "jeszcze pięć minut" wstałem przeciągając się powoli. Zerknąłem na godzinę w telefonie. Wskazywał 13:00 dnia 20 grudnia... Zaraz, zaraz... Dzisiaj nie były czyjeś urodziny? Podrapałem się po czuprynie i przeczesując ją odrobinę w zamyśleniu.
- Przecież obiecałem Arkadii, że pójdę z nią na spacer. - ocknąłem się po dłuższej chwili i pobiegłem się w coś ubrać. Przebierałem trochę w wymieszanych ubraniach aż znalazłem jakąś wyprasowaną koszulę w czerwoną kratę i czarne spodnie. Jako nakrycie wierzchnie założyłem bluzę. Pozostawiając niezakluczony dom sprintem ruszyłem do Parku Eskpisoliowetios'a. W końcu nie mam w mieszkaniu nic, co zainteresowałoby złodzieja, więc niespecjalnie się tym przejąłem. Jako iż były to ostatnie dni na zakup prezentów i przekąsek na wigilijne świętowanie, ulice były zakorkowane, a ja, żeby nie czekać wybrałem się na wycieczkę po dachach budynków. Parkour to jedyna umiejętność, jaką uwielbiałem wykonywać pod surowym okiem ojca. W końcu zeskoczyłem na twarde podłoże lądując w koszu wypełnionym zaskakująco miękkimi workami na śmieci. Otrzepałem się z kurzu i wyszedłem z zaciemnionej uliczki. Właśnie zmieniłem się w wilka będąc już w drodze do miejsca spotkania, kiedy zaczepiła mnie urocza, czarnoróżowa istotka, oskarżając mnie o spóźnienie na "wybłagane" wyjście.
- Oj, przepraszam no... Zaspałem. Masz ochotę na spacer teraz? - przymilałem się.
- Dobra. - warknęła i ruszyliśmy milczący w stronę parku. Gdy tam dotarliśmy, zaczepiła nas zakrwawiona, wątła waderka. Spanikowany obdarzyłem swoją towarzyszkę przestraszonym wzrokiem.
- Trzeba przenieść ją do szpitala. - stwierdziła oglądając ranę na boku.
- Nie ma na to czasu, zaniosę ją do hotelu, a ty znajdź bandaże i jakiegoś medyka. - powiedziałem jednym tchem, po czym wziąłem ją na grzbiet i otrzepując delikatnie futro wyczarowałem sobie eteryczne skrzydła. Wzniosłem się w powietrze, osiągając niewyobrażalną prędkość. Po dłuższej chwili byliśmy już w Knajpie Zagubionego Wędrowca. Tam czekała na nas zmartwiona Mahõ.
- Co ty tu robisz? - spytałem lądując.
- Żaden lekarz nie był dostępny, więc przyszłam. Zaprowadźmy ją do pokoju. - zadecydowała. Stan małej się chyba pogarszał, bo czułem jej przyspieszony oddech na grzbiecie, więc posłusznie słuchałem Flory. Ta delikatnie ściągnęła ją z moich barków i ułożyła na łóżku. Później otuliła ją zieloną aurą swojej mocy. Mała po ociągających się minutach obudziła się.

<Karibu, Mah?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz