środa, 14 stycznia 2015

Od Alexandra "Nowy rok" cz. 6

- Witaj... - powiedziałem widząc lisa. O ile dobrze pamiętam, była to Roni. Była w naszej wspólnocie od niedawna.
- E... Cześć. - uśmiechnęła się do mnie odwracając się w moją stronę. - Idziesz na tą imprezę?
Westchnąłem.
- Nie lubię głośnych przyjęć. Chyba będę zmuszony zostać z małymi "księżniczkami" w Pałacu.
Lisica roześmiała się.
- Powodzenia życzę. Obyś nie wrócił cały od brokatu lub wymalowany na różowo.
Zmarszczyłem nos. Niestety, ale wyobraziłem to sobie. I tak lepsze to, niż narażenie się na utratę słuchu lub przytomności w zatłumionym klubie. Najchętniej tą noc spędziłbym najzwyczajniej w świecie w Bibliotece Złamanego Skrzydła, ale z całą pewnością nie pozwolą mi na to. Najwyżej schowam się gdzieś przed szczeniakami i będę miał to już z głowy. Może utnę sobie drzemkę ukryty pod stołem? To nawet nie taki zły pomysł. Odpowiedziałem Roni milczeniem.
- A teraz muszę już spadać, pa! - krzyknęła, gdy przypomniała sobie chyba coś niezwykle ważnego. Zapewne Glory ją po coś wzywał. Wolałem nie wiedzieć po co, bo nasz władca czasami ma dziwną strategię, a mimo tego zawsze wygrywa... No nic. Wracam do Pałacu i czekam do zmroku, kiedyż to będę zmuszony zmierzyć się ze stadem szczeniaków.

***

Siedziałem sobie i po prostu wgapiałem się w stado roześmianych waderek, które wlało się do holu pałacowego. Było ich całe mnóstwo... Przybyło również kilkanaście basiorków. Gołym okiem można było zobaczyć, że co niektóre dziewczęta będą zazdrosne o swoich kolegów, którzy tańczyć będą z ich koleżankami. Przewróciłem oczyma i dalej się przyglądałem, cóż takiego wymyślą te dzieci. Z początku słyszałem głównie rozmowy z tego typu:
- Moja sukienka jest ładniejsza, bo ma więcej falbanek.
- A moja lepsza, bo ma więcej cekinów.
- A moja jest od najlepszego projektanta w całym Królestwie! - wykrzyknęła uradowana waderka, której imienia nie znałem.
- Ta, jasne... Bo zaraz ci uwierzymy.
- A ja jestem Supermanem! - wrzasnął jakiś basiorek przebiegając między dziewczynkami, zwalając je z łap. Rzeczywiście, włożył na siebie ubiór podobny do tego, który nosił komiksowy bohater. Nie mogłem nie uśmiechnąć się pod nosem. Waderki tak bardzo się przejmowały swoim wyglądem, a nawet kłóciły się między sobą z tego powodu tylko po to, aby miał im nagle przeszkodzić jeden z bezpośrednich i beztroskich basiorków...
- Hej, co ty wyrabiasz?! - wykrzyknęła jakaś waderka powoli wstając z podłogi, dodatkowo poprawiając sobie łapką fryzurę. Wyglądała na dość rozgniewaną. Chłopca jednak już nie było. Zniknął i jej i mi z pola widzenia i dalej biegał gdzieś w tłumie, potrącając kolejne to dziewczęta. Czy to jakiś nowy sposób na podryw? Tego się już raczej nie dowiem. Nie zanosiło się jakoś na to, aby zamierzał wrócić.
- No szczeniaczki, od czego zaczniemy? Najpierw jakiś film czy tańce? - zapytała raptownie uśmiechnięta Jade, która niespostrzeżenie pojawiła się na sali.
- Tańce!
- Flim! 
- Tańce!!
- Film!! - przekrzykiwały się szczeniaki. Większość jednak stanowili fani tańca, więc właśnie taką decyzję podjęła Jade.
- A więc zapraszam na salę balową. - rzekła wadera otwierając ciężkie złoto-białe, zdobione wrota. Naszym oczom ukazała się jedna z najdostojniejszych sal balowych, jakie były tylko możliwe. Najbardziej oczy cieszył widok cudownego, szklanego żyrandolu. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że białe kamienie, z których był wykonany powstały w połączeniu z lodem i najprawdziwszym diamentem, co w wyniku tego daje tak zwany lodowy kryształ. Niezwykle rzadki i cenny, kosztuje prawdziwą fortunę. Co prawda jest więcej kryształów z tej serii, nazywane z przykładu kryształem energii czy kryształem powietrza. Wszystkie były tak samo rzadkie i każdy z nich się w Królestwie, w większej lub mniejszej ilości. Białe Królestwo jako jedyne może się poszczycić takim bogactwem.
Wracając do obecnych wydarzeń, to jak można było się domyślić: szczeniaki stały i po prostu wytrzeszczały te swoje duże oczęta, nie mogąc się napatrzyć na to, co właśnie mają przed sobą. Jade delikatnie popchnęła swoich podopiecznych, w zachęcającym geście. Na sali rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk wydawany przez skrzypce, a za nim kolejno fortepian, wiolonczela i harfa. Szczeniaki jak na zawołanie równocześnie wbiegły do środka i zaczęły szybko i wesoło tańcować, co zupełnie nie pasowało do wygrywanego utworu i jego spokojnej melodii. Nie chcąc im przerywać zabawy i tłumaczyć tego, że tutaj nie powinno się tak zachowywać, to po prostu stałem i patrzyłem z boku. Znudziło im się po upływie około godziny, a wtedy już jęczały, że są zmęczone i trochę śpiące.
- Ale dzieci, jest dopiero 21:00, a wy już się poddajecie? Nie wytrwacie?
Zapanowała cisza, a szczeniaki wbijały w nią spojrzenie czekając na to, co ma im jeszcze do przekazania. Jade więc kontynuowała:
- Kto nie wytrwa do północy nie zobaczy ani fajerwerków, ani nie dostanie szczenięcego szampana!
- Damy radę! - wykrzyknęły równocześnie dzieci. Oczywiście powiedziały tak, żeby pokazać, jakie są twarde i wytrzymałe. Naturalnie, że połowa zapewne zaśnie dużo jeszcze przed dotarciem wskazówek zegara do samej góry.
- A więc teraz wydaje mi się, że pora na film! - wykrzyknęła Jade ze szczerym uśmiechem.
- Taaaak!

***

Minęły prawie dwie godziny od momentu, kiedy Jade włączyła dzieciom bajkę wyświetlaną na rzutniku. Tak jak myślałem, ponad połowa z przybyłych szczeniaków już "padła". Cały ten czas spędziłem siedząc na boku, w zacisznym kąciku, w którym to zagłębiłem się do całej reszty w lekturze. Do wciąż "żywych" szczeniaków, w których to rozpoznałem tylko Karibu i Elen, a pozostałe były mi całkowicie obce, Jade zwróciła się szeptem:
- Kto ma jeszcze siły na zabawę, idzie ze mną.
Na te słowa kilkanaście szczeniaków dźwignęło się na łapki i potruchtało za waderą do sali balowej, na której były porozstawiane stoły wypełnionymi słodkimi wypiekami. Ja również odłożyłem książkę i niby to od niechcenia udałem się za nimi.
- Proszę, otwórz szampana stojącego tam na stole, gdy wybije północ. Tylko nie traf korkiem w nic i spróbuj, aby było jak najciszej. - powiedziała mi Jade na ucho, a gdy już się upewniła, że zrozumiałem polecenie zwróciła się do szczeniąt słowami:
- Za chwil kilka będziemy mieli nowy rok! Możemy już odliczać sekundy! 60! 59! 58! - wykrzykiwała Jade kolejne cyfry, a po chwili szczeniaki dołączyły się do niej. Co prawda połowa co chwilę się myliła, ale i tak narobili sporo hałasu. Dzieci nie mogły się powstrzymać do krzyczenia z całych płuc. Spokojnie podszedłem do stołu, zmieniłem się w człowieka i sięgnąłem po butelkę z szczenięcym szampanem. Powoli zacząłem majstrować przy zamknięciu.
- 8... 7... 6... 5... 4... - odliczali dalej. Ja dalej zajmowałem się korkiem.
- 3!... 2!... 1!!... 0!!! - w momencie, kiedy wymówili ostatnią liczbę, nie tylko rozległ się huk spowodowany otwieranym szampanem, ale i także barwnymi fajerwerkami, których to hałas zlał się razem z korkiem. Szczeniaki nie wiedziały na co patrzeć. Na szampana rozlewającego się trochę na posadzkę, czy na sztuczne ognie za oknem. Skinąłem na nich głową, aby najpierw skupiły się na fajerwerkach, więc pobiegły na pałacowy balkon. Zacząłem nalewać musujący płyn do kieliszków, gdy Jade pilnowała maluchów. Gdy już skończyłem, wziąłem to wszystko na tacę i zaniosłem na dwór, niczym wytworny kelner królewskiego dworu, a nie młody książę. Szczeniaki z piskiem rzuciły się w moją stronę i prędko wypiły zawartość kieliszków. 
Gdy popędziły z powrotem na salę, a za nimi Jade, ja oparłem się łokciami o kamienną barierkę i obserwowałem różne kształty pojawiające się kolejno na niebie. Już mamy 2015 rok. No kto by pomyślał. Ten czas płynie zdecydowanie zbyt szybko...

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej info here: http://blueskyylar.blogspot.se/2015/01/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń