- Jako monetę przetargową mogę zaproponować samego siebie. - zamruczałem
gardłowo, zbliżając się odrobinę do mojej nauczycielki. Może jest trzy
wilcze lata starsza... Właściwie to całkiem spora różnica, ale było w
niej coś takiego, czemu nie mogłem się oprzeć. Pewnie to tylko
pseudogłębokie słówka o znaczeniu równie wielkim jak aglet w sznurówce,
jednak naprawdę czułem coś do Luk.
- Raczej nie przystanę na tą propozycję. - prychnęła niewzruszona.
- Więc może... Kolacja? - byłem świadomy tego, że naciskałem. Że
zachowywałem się niekulturalnie, a ona miała prawo do tego, żeby
odmówić.
- Z płatkami róż porozrzucanymi po stole, wymyślnymi potrawami i
unoszącym się zapachem duszących kwiatków? - burknęła zniesmaczona.
- Jeżeli sobie tego życzysz, dla ciebie wszystko. - z uśmiechem na
ustach wyobraziłem już sobie pokój pomalowany dla niej na czerwono,
wypełniony bukietami i serduszkami z papieru. Lukardis jednak nie była
tak optymistycznie nastawiona do tego pomysłu, więc wyrwany z marzeń
wypaliłem nagle, jakby sobie o czymś przypominając - Przepraszam. Jestem
zbyt nachalny. - gwałtownie opuściłem głowę i chowając dłonie do
kieszeni wyszedłem z klasy. Zachowałem się jak dziecko, to idiotyczne.
To dopiero pierwsza lekcja, a ja już miałem ochotę się zmyć. Jak
postanowiłem, tak zrobiłem. Z miną naburmuszonego niemowlaka, któremu
właśnie został odebrany cukierek wyruszyłem do pobliskiej kawiarni.
Usiadłem przy stoliku stojącym w kącie i rozejrzałem się wokół. Mój
wzrok przykuła jedynie zmierzająca w moim kierunku osoba.
- Cześć młody! - zachichotała Lucy niszcząc moje uczesanie, zupełnie
tak, jakby celem jej życia było czochranie moich włosów przy każdym
spotkaniu.
- Czemu zawsze spotykam cię w kafeteriach? - westchnąłem na powitanie.
Właściwie liczyłem na ujrzenie brunetki: to była jedyna osoba, z którą
mogłem naprawdę porozmawiać.
- Wiesz jak to jest z metalem przyciąganym przez magnes? Tak właśnie
działa na mnie kawa. - stwierdziła jakby to była najnormalniejszy fakt
we wszechświecie, co dla mnie nie było niczym wyjątkowym ani tym
bardziej dziwnym, bo już nie raz mówiła mi takie rzeczy.
- Naturalnie. Czego się napijesz? - spytałem wbijając wzrok w menu.
- Natuś, oboje wiemy, że nie masz kasy, ja stawiam. - i choć nie
brzmiało to jak obelga, poczułem się urażony. - Oj, nie obrażaj się
Nati. Skoro tak bardzo chcesz za mnie zapłacić, proszę. - to mówiąc
położyła na stole wyjętą z torebki kopertę. Dobrze wiedziałem co się w
niej znajduje, lecz odepchnąłem ją tylko w jej stronę.
- Nie wezmę tych cholernych pieniędzy. - syknąłem zdenerwowany.
- Więc wolisz sypiać pod mostem? Wiesz, gdzie ja kiedyś skończyłam...
Nie pozwolę ci powtórzyć tego błędu. Zabierz je. - powiedziała tonem tak
stanowczym, że zjeżyły mi się włoski na karku. Wtedy właśnie po raz
drugi w życiu w jej wesołych, zamyślonych oczach o złotym kolorze
dostrzegłem smutek. Zawsze, kiedy wspomniała o swojej przeszłości
pociągała nosem i chowała twarz za bujną czupryną. Nienawidziłem oglądać
jej w takim stanie.
- Niech ci będzie. - powiedziałem unosząc jej podbródek na tyle, żeby
zmuszona była na mnie spojrzeć. - Ale jeśli jeszcze raz zobaczę jak się
smucisz, pójdę do niego. Zabiję go. Rozumiesz? - zawarczałem starając
się zabrzmieć poważnie. Wiedziałem, że nie dam rady skrzywdzić
Sinoday'a. Przeciwnie, to on gotów jest zamordować mnie bez skrupułów.
- Jesteś podobny do matki, wiesz? I nie umiesz kłamać. - uśmiechnęła się
pokrzepiająco. Zgiąłem kopertę wpół i schowałem do kieszeni spodni.
- A ty nie umiesz pocieszać. - burknąłem i skinieniem dłoni przywołałem
kelnerkę, która spijała zaniepokojona z ust Lucy nasze zamówienie. Moja
brązowowłosa towarzyszka wypowiedziała nazwy tak ekstrawaganckich
napojów, że bałem się o tą biedną, Bogu winną dziewczynę.
- Więc? Jaka teraz wpadła w twoje sidła? - spytała Lucy. Prędzej czy później nasze tematy zawsze schodziły w tym kierunku.
- Szkoda gadać... -
- Uuu, kroi się coś poważniejszego. Opowiadaj. - z szerokim uśmiechem
uderzyła mnie delikatnie łokciem w żebro. Spochmurniałem, biorąc łyk
otrzymanej małej czarnej.
- A jak tam twój ukochany? - trafiłem w samo sedno. Na moje szczęście
łatwo było odwrócić jej uwagę, bo po sekundzie zaczęła się tłumaczyć, że
nie ma żadnego faceta i nie jest w nikim zakochana, przybierając przy
tym odcień purpury. Później jednak zmieniła temat wzdychając do
wyimaginowanego obrazu jakiegoś szatyna. Oczywiście zainteresowało mnie
to tak bardzo, że gdyby nie mocny wstrząs z jej strony padłbym jak długi
na podłogę pogrążony w mocnym śnie.
- Żyjesz? - spytała, kiedy całkowicie się ocknąłem.
- Opowiadaj facetowi o urodzie drugiego faceta i spodziewaj się
zainteresowania z jego strony. - ziewnąłem sarkastycznie, przeciągając
się.
- No dobrze... Skoro ci aż tak przynudzam to lecę. - wstała zabierając się powoli do wyjścia.
- Żartowałem przecież! - usprawiedliwiłem się z grymasem przyglądając się jej przygotowywaniom.
- Ale ja nie. Trzymaj się Nati. I nie chcę już dostawać informacji, że
masz sprawę w sądzie za gwałt. - cmoknęła mnie w czoło przeczesując
krańce niebieskich pasm i wyszła, zanim zdążyłem fuknąć, że byłem
niewinny.
<Luk? Przepraszam, jestem gotowa klęczeć na grochu za karę~ >
"Wszelkie wilki, czy to zza morza, czy zza gór, wszystkie łączcie się tu. Tutaj cała potęga z nami wzrasta, powstają coraz większe miasta. Nikt nam się nie sprzeciwi, nawet ci najbardziej chciwi."
Strony
- Kronika
- Jak dołączyć?
- Rodzina królewska
- Basiory
- Wadery
- Szczeniaki
- Lisy
- Hierarchia
- Regulamin, waluta i reklama
- Magiczne przedmioty
- Historia i legendy
- Władza (punkty)
- Wiara i święta
- Odeszli/Cmentarz
- Opowiadania +18
- Sojusznicy i wrogowie
- Terytoria
- Postacie niezależne
- Mieszkania
- Bibioteka Złamanego Skrzydła
- Konkursy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz