sobota, 14 marca 2015

Od Nathaniela "Czy my się już nie poznaliśmy?" cz. 4 (cd. Lukradis)

- Jako monetę przetargową mogę zaproponować samego siebie. - zamruczałem gardłowo, zbliżając się odrobinę do mojej nauczycielki. Może jest trzy wilcze lata starsza... Właściwie to całkiem spora różnica, ale było w niej coś takiego, czemu nie mogłem się oprzeć. Pewnie to tylko pseudogłębokie słówka o znaczeniu równie wielkim jak aglet w sznurówce, jednak naprawdę czułem coś do Luk.
- Raczej nie przystanę na tą propozycję. - prychnęła niewzruszona.
- Więc może... Kolacja? - byłem świadomy tego, że naciskałem. Że zachowywałem się niekulturalnie, a ona miała prawo do tego, żeby odmówić.
- Z płatkami róż porozrzucanymi po stole, wymyślnymi potrawami i unoszącym się zapachem duszących kwiatków? - burknęła zniesmaczona.
- Jeżeli sobie tego życzysz, dla ciebie wszystko. - z uśmiechem na ustach wyobraziłem już sobie pokój pomalowany dla niej na czerwono, wypełniony bukietami i serduszkami z papieru. Lukardis jednak nie była tak optymistycznie nastawiona do tego pomysłu, więc wyrwany z marzeń wypaliłem nagle, jakby sobie o czymś przypominając - Przepraszam. Jestem zbyt nachalny. - gwałtownie opuściłem głowę i chowając dłonie do kieszeni wyszedłem z klasy. Zachowałem się jak dziecko, to idiotyczne. To dopiero pierwsza lekcja, a ja już miałem ochotę się zmyć. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Z miną naburmuszonego niemowlaka, któremu właśnie został odebrany cukierek wyruszyłem do pobliskiej kawiarni. Usiadłem przy stoliku stojącym w kącie i rozejrzałem się wokół. Mój wzrok przykuła jedynie zmierzająca w moim kierunku osoba.
- Cześć młody! - zachichotała Lucy niszcząc moje uczesanie, zupełnie tak, jakby celem jej życia było czochranie moich włosów przy każdym spotkaniu.
- Czemu zawsze spotykam cię w kafeteriach? - westchnąłem na powitanie. Właściwie liczyłem na ujrzenie brunetki: to była jedyna osoba, z którą mogłem naprawdę porozmawiać.
- Wiesz jak to jest z metalem przyciąganym przez magnes? Tak właśnie działa na mnie kawa. - stwierdziła jakby to była najnormalniejszy fakt we wszechświecie, co dla mnie nie było niczym wyjątkowym ani tym bardziej dziwnym, bo już nie raz mówiła mi takie rzeczy.
- Naturalnie. Czego się napijesz? - spytałem wbijając wzrok w menu.
- Natuś, oboje wiemy, że nie masz kasy, ja stawiam. - i choć nie brzmiało to jak obelga, poczułem się urażony. - Oj, nie obrażaj się Nati. Skoro tak bardzo chcesz za mnie zapłacić, proszę. - to mówiąc położyła na stole wyjętą z torebki kopertę. Dobrze wiedziałem co się w niej znajduje, lecz odepchnąłem ją tylko w jej stronę.
- Nie wezmę tych cholernych pieniędzy. - syknąłem zdenerwowany.
- Więc wolisz sypiać pod mostem? Wiesz, gdzie ja kiedyś skończyłam... Nie pozwolę ci powtórzyć tego błędu. Zabierz je. - powiedziała tonem tak stanowczym, że zjeżyły mi się włoski na karku. Wtedy właśnie po raz drugi w życiu w jej wesołych, zamyślonych oczach o złotym kolorze dostrzegłem smutek. Zawsze, kiedy wspomniała o swojej przeszłości pociągała nosem i chowała twarz za bujną czupryną. Nienawidziłem oglądać jej w takim stanie.
- Niech ci będzie. - powiedziałem unosząc jej podbródek na tyle, żeby zmuszona była na mnie spojrzeć. - Ale jeśli jeszcze raz zobaczę jak się smucisz, pójdę do niego. Zabiję go. Rozumiesz? - zawarczałem starając się zabrzmieć poważnie. Wiedziałem, że nie dam rady skrzywdzić Sinoday'a. Przeciwnie, to on gotów jest zamordować mnie bez skrupułów.
- Jesteś podobny do matki, wiesz? I nie umiesz kłamać. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. Zgiąłem kopertę wpół i schowałem do kieszeni spodni.
- A ty nie umiesz pocieszać. - burknąłem i skinieniem dłoni przywołałem kelnerkę, która spijała zaniepokojona z ust Lucy nasze zamówienie. Moja brązowowłosa towarzyszka wypowiedziała nazwy tak ekstrawaganckich napojów, że bałem się o tą biedną, Bogu winną dziewczynę.
- Więc? Jaka teraz wpadła w twoje sidła? - spytała Lucy. Prędzej czy później nasze tematy zawsze schodziły w tym kierunku.
- Szkoda gadać... -
- Uuu, kroi się coś poważniejszego. Opowiadaj. - z szerokim uśmiechem uderzyła mnie delikatnie łokciem w żebro. Spochmurniałem, biorąc łyk otrzymanej małej czarnej.
- A jak tam twój ukochany? - trafiłem w samo sedno. Na moje szczęście łatwo było odwrócić jej uwagę, bo po sekundzie zaczęła się tłumaczyć, że nie ma żadnego faceta i nie jest w nikim zakochana, przybierając przy tym odcień purpury. Później jednak zmieniła temat wzdychając do wyimaginowanego obrazu jakiegoś szatyna. Oczywiście zainteresowało mnie to tak bardzo, że gdyby nie mocny wstrząs z jej strony padłbym jak długi na podłogę pogrążony w mocnym śnie.
- Żyjesz? - spytała, kiedy całkowicie się ocknąłem.
- Opowiadaj facetowi o urodzie drugiego faceta i spodziewaj się zainteresowania z jego strony. - ziewnąłem sarkastycznie, przeciągając się.
- No dobrze... Skoro ci aż tak przynudzam to lecę. - wstała zabierając się powoli do wyjścia.
- Żartowałem przecież! - usprawiedliwiłem się z grymasem przyglądając się jej przygotowywaniom.
- Ale ja nie. Trzymaj się Nati. I nie chcę już dostawać informacji, że masz sprawę w sądzie za gwałt. - cmoknęła mnie w czoło przeczesując krańce niebieskich pasm i wyszła, zanim zdążyłem fuknąć, że byłem niewinny.

<Luk? Przepraszam, jestem gotowa klęczeć na grochu za karę~ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz