piątek, 6 marca 2015

Od Glorego "Wojna"


Patrzyłem z wyraźnym obrzydzeniem na pole bitwy. Wszyscy skakali sobie do gardeł nie bacząc nawet na to, czy wróg czy przyjaciel. Targała nimi niewyobrażalna nienawiść i ból, czyniąc na co dzień miłe i przyjazne wilki w prawdziwe bezduszne potwory, będące istnymi maszynami do zabijania. Z Watahy Magicznych Wilków nawet na wojnę puszczono szczeniaki... Zabawne. Na pewno sobie poradzą w takich warunkach. Te umazane pyski od krwi, połamane pazury od mocnych ciosów, brudne futro z wycieńczenia, widoczne żebra z niedożywienia, obdarta skóra... Uroki wojny.  Stałem na skale i patrzyłem na wszystko z góry. Po co mam walczyć? Gdybym ruszył w bój wszyscy uciekliby z podkulonym ogonem. Co jakiś czas ktoś wołał moje imię prosząc o pomoc, lecz ja pozostawałem niewzruszony. Skoro są tacy samodzielni, to chyba powinni sobie radzić sami, nieprawdaż? Co kilka minut wrzaski cierpienia przerywał ryk piły mechanicznej oraz inne przerażające dźwięki. Słyszałem cudze myśli i aurę emocjonalną, w której przeważała zdecydowanie brudna czerwień wskazująca na dużą agresję, wściekłość i brutalność. Dodatkowo gdzieniegdzie widoczny był brąz mówiący o pokorze i poświęceniu. Rzadko kiedy dało się zauważyć inne barwy. W pewnym momencie poczułem ostry odór brudnego i mocno zaniedbanego wilczego ciała, pomieszanego z aromatem krwi i smrodem potu. Ktoś chciał mnie zaskoczyć od tyłu. Była to biało-granatowa wadera z wrogiej watahy. Wiedziałem takie rzeczy, nawet nie oglądając się za siebie, gdyż nie tylko posiadam wszystkie możliwe żywioły i talenty, ale i także przepowiadam przyszłość. Zdawałem sobie z tego sprawę, że za chwil kilka zbliży się na tyle, bym mógł ją "zobaczyć". Mimo to miałem przed oczyma niewyraźną wizję najbliższych kilku minut. Nie drgnąłem ani trochę, by nie wzbudzać podejrzeń wadery. Po chwili usłyszałem jej sapanie, ten zmęczony, lekko szaleńczy oddech... Najwidoczniej wojna naruszyła jej psychikę.
W pysku zaciskała rękojeść zdobionego miecza. Gdy wzięła nim zamach, ja wykonałem błyskawiczny ruch, tak, że wadera nawet nie zdążyła zorientować się, co się dzieje. Przerzuciłem ją sobie bez trudu przez ramię, w taki sposób, że dość mocno nadwyrężyła kręgosłup. Jęknęła z bólu i nie mogła się podnieść z ziemi. Podszedłem do niej.
- I co? Warto było próbować się zbliżyć? - syknąłem tak, by wzbudzić w niej jak najwięcej negatywnych emocji. Jej aura była dwukolorowa: pół brudnoczerwona, pół zupełnie czarna.
- Zaraz zginiesz! - wykrzyknęła zachrypniętym głosem próbując dźwignąć się na łapy. Wywracając dramatycznie oczami uderzyłem ją z prostej łapy w kark powodując, że ta straciła na moment wzrok i zwyczajnie zasłabła. Patrzyłem na jej nieruchome ciało jak na najbardziej oślizgłego i odrażającego robala. Kopnąłem ją by sprawdzić, czy żyje. Mięśnie wciąż były sztywne, co oznaczało, że jednak się zbudzi. Westchnąłem cicho. Że też takie niewychowane wilki mają prawo żyć... Nic tylko by mordowały. W tym momencie gdzieś w tle mignęła mi moja partnerka wymachująca piłą mechaniczną. A cóż ona wyrabia? Wbiłem spojrzenie w waderę i podążałem oczyma w ślad za nią. Eh... Nie będę ukrywał, że szczerze załamałem się tym, co przed chwilą miałem okazję zobaczyć. Królowa wielkiego imperium z piłą w dłoni? Nie, to się aż po prostu w głowie nie mieści.
Udałem, że niczego nie widziałem. Zmieniłem się w człowieka i wyczarowałem sobie tą kosę śmierci, która początkowo zrobiła dość sporą furorę wśród oddziałów Zjednoczonego Królestwa. Powstrzymałem się jednak w zadaniu ciosu nieprzytomnej waderze. Wiedziałem o tym doskonale, że kobiet się nie bije, lecz ta stanowiła wyjątek. Chyba ten jeden raz mogę "zaszaleć", prawda? Popatrzyłem uważnie na kosę, którą trzymałem w dłoni. Przecież to złe... To znaczy kosa zła, bo zbyt słaba. Wzbogaciłem przedmiot na mocy napełniając go maną. Runy, które wcześniej były na niej już namalowane zaczęły lekko błyszczeć na fioletowo. Tak, teraz jest dobrze. Wziąłem zamach i wbiłem w ciało wadery, która w tej samej chwili zbudzona szeroko otworzyła oczy. Nienawistne spojrzenie szybko zgasło. Z obrzydzeniem zepchnąłem ją ze skały tak, że spadła w dół i sturlała się ze stromego zbocza. Zasłużyła, bo w końcu przecież ubrudziła mi swoją krwią nowy garnitur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz