piątek, 6 marca 2015

Od Maho "Wojna"


Nie lubię wojen. Nawet bardzo. Wszyscy się mordują... Eh. Okropna sprawa. Mimo tego, że tchórzem nie jestem, siedziałam skulona pod ścianą w pobliskiej jaskini. Sama nie wiem dlaczego. Jakoś tak... No po prostu. Nieuzasadniony lęk. Obok mnie siedział Alex i wbijał we mnie te swoje złote ślepia.
- Co? - zapytałam po jakimś czasie. Mrugał dość rzadko, co było z lekka niepokojące. Milczał. A czego ja się w końcu spodziewałam? Przecież to Alex. On jest naszą "niemową" i właśnie z tego słynie. Ponoć niektóre wilki nawet nie znają brzmienia jego głosu... Siedzieliśmy tak w ciszy (pomijając wrzaski na dworze) wpatrzeni w siebie. Ściskaliśmy w łapach wcześniej zakupioną broń, zupełnie jakbyśmy zaraz wyskoczyć i tam ich pozabijać. Nie mieliśmy jednak takich zamiarów. W jamie panowały egipskie ciemności i było dość brudno, lecz nie zwracaliśmy na to większej wagi.
Po upływie kilku minut usłyszeliśmy jakiś niepokojący dźwięk, trochę jakby skrobanie pazurów połączone z dużym ciężarem rzuconym o ścianę. Ja i brat równocześnie spojrzeliśmy w tamtym kierunku jednocześnie ściskając jeszcze mocniej broń: ja łuk i berło eteru, a on kosę śmierci oraz ten drugi dostępny miecz. Rozszerzyłam oczy widząc zakrwawionego wilka rzuconego o ścianę z Zjednoczonego Królestwa. Była to Jade. Alex nie zareagował jakoś szczególnie, tylko podążył ostrożnie naprzód, na zewnątrz. Podbiegłam do niej i pospiesznie do niej zagadałam drżącym z przerażenia głosem:
- Mamo... Nic ci nie jest?
- Nie, wszystko jest dobrze. Wcale prawie nie mogę się ruszyć. - jęknęła mówiąc sarkazmem, a następnie zakrztusiła się krwią wypływającą jej z pyska.
- Alex! - krzyknęłam za basiorem.
- Co? - warknął.
- Trzeba pomóc mamie!
- To sama się nią zajmij...
- Ale... - zaczęłam, lecz ten raptownie mi przerwał:
- Ja muszę wybić tego, który się gdzieś tutaj czai w krzakach.
Po chwili "trawienia" jego planu kiwnęłam potakująco głową. Ah, ta moja opóźniona reakcja. Wyjęłam z torby, którą miałam przewieszoną przez ramię bandaż, zmieniłam się w człowieka i zajęłam się ranami Jade. Na Alexa naskoczył jakiś czarno-biały wilk, chyba wadera. Alex na szczęście bez problemu się z nią uporał wbijając jej centralnie w brzuch kosę. Nawet się nie zmęczył. Wadera upadła głośno jęcząc z bólu. Kopnął ją jeszcze ze trzy razy. Nie patrzyłam na to, gdyż zapewne ten widok mocno by mnie obrzydził. Na samą myśl zaczęły mnie boleć wnętrzności.
W pewnej chwili na moich plecach poczułam oddech, a tak właściwie to sapanie. Powoli odwróciłam głowę. To jakaś granatowo-biała wadera. Spanikowana wzięłam ostry zamach berłem i uderzyłam ją z całej siły w bark. Ta zatoczyła się i upadła. Najwyraźniej berło to wysłało do jej ciała jakieś magiczne promienie, które osłabiły jej organizm. Dobrze że nie było krwi. Popatrzyłam na brata. Był cały umazany od czerwieni. Aż mi się słabo zrobiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz